Złodziejem okazała się sąsiadka
Właściciel mieszkania w centrum miasta przez nieuwagę nie zamknął do niego drzwi na zamek i wyszedł. Gdy wrócił, zauważył, że w pokojach brakuje dekoderów do odbioru telewizji i dwóch telefonów komórkowych. W mieszkaniu panował porządek, nie było pootwieranych szafek czy szuflad, które świadczyłyby o tym, że sprawca szukał czegoś jeszcze. Przybyli na miejsce policjanci żartobliwie stwierdzili, że kradzieży musiał dokonać ktoś w kapciach. Jak się wkrótce okazało, było to trafne spostrzeżenie.
O tym, że z mieszkania zniknęły dekodery i telefony komórkowe, w środę wieczorem przez mieszkańca centrum miasta został powiadomiony dyżurny komendy. Przybyli na miejsce mundurowi ustalili, że mężczyzna wychodząc z domu nie zamknął na zamki drzwi i pod jego nieobecność ktoś skradł wyżej opisane przedmioty. Stróże prawa nie ujawnili żadnych śladów, które świadczyłyby o tym, że mieszkanie było przeszukiwane. Ponadto dziwne było to, że pomimo opadów atmosferycznych na zewnątrz, sprawca nie pozostawił żadnych śladów na podłodze w mieszkaniu. Mundurowi zażartowali, że złodziej musiał chyba przyjść w kapciach. I nie mylili się. W ciągu kilkunastu godzin zatrzymali rabusia. Jak się okazało, była nim...sąsiadka. Przedsiębiorcza kobieta zdążyła już oddać do lombardu jeden z dekoderów. Resztę skradzionego łupu policjanci znaleźli schowane w jej mieszkaniu. Z uwagi, iż skradzione mienie nie przewyższało kwoty, która stanowi, że popełniony czyn jest przestępstwem, kobieta odpowie za kradzież na zasadach określonych w Kodeksie wykroczeń.